O miłości Boga wśród spadających bomb i rakiet, o działalności Kościoła w czasie wojny, o wojnie sprawiedliwej, Putinie w nas, a także o trwającej wojnie duchowej z oblatem, bp. Radosławem Zmitrowiczem (Kamieniec Podolski) rozmawia o. Marcin Wrzos OMI.

Marcin Wrzos OMI: Na głowy ludzi w Ukrainie spadają bomby i rakiety. Strzela się do nich. Czy nie pojawiają się pytania o to, gdzie jest w tym wszystkim Bóg? Może ludzie odchodzą od Niego?

Bp Radosław Zmitrowicz OMI: Być może rodzą się w niektórych ludziach takie pytania. Pamiętam maleńką dziewczynkę z Mohylewa Podolskiego. Razem z babcią uciekła z Charkowa. Zadała pytanie: „Dlaczego Pan Bóg przestał nas kochać?”.

To fundamentalne pytanie o to, czy jesteśmy kochani przez Boga. Zadają je także dorośli. Od odpowiedzi na nie wiele zależy. Nie można tego banalizować.
– Wiesz, babcia jej odpowiedziała: „Nie przestał nas kochać. Zobacz, mamy co jeść, żyjemy, są dobrzy ludzie, którzy nas przyjęli”. Ale dziewczynka dalej pytała, czemu trzeba było uciekać. Odpowiedzi nie są proste, nie mogą być banalne, są indywidualne. Każdy ma przecież swoją historię.

Wracając do pytania o to, czy ludzie odchodzą teraz od Boga – w Ukrainie myślę, że jest wręcz przeciwnie. Jak to często bywa w sytuacjach zagrożenia – ludzie wracają do Boga, myślą o Nim, proszą o modlitwę. Widać, że poza wielkim złem dzieje się też teraz wiele dobra. Dziś pierwsze czytanie było poświęcone wizji świątyni, z której na wschód wypływa woda. Dokąd dochodzi ta woda – tam jest życie. Widać to wśród tych, którzy żyją Bogiem i Ewangelią. Wśród nich jest życie.

Trudno żyć jednak Bogiem w sytuacji wojny. Kościół nie jest tu wyjątkiem. Chociażby Kijów, Charków, Mariupol, Czernihów…

– W Charkowie sytuacja jest bardzo trudna, jest tam wiele nalotów bombowych, rakietowych… Nie da się
tam normalnie modlić – tylko po kryjomu, w schronach, piwnicach, metrze. Niemożliwe jest tam organizowanie większych zgromadzeń ludzi. Nie można podróżować, chodzić do kościołów. Biskup charkowsko-zaporoski Pavlo Honczaruk mówił mi, że dla niego najstraszniejszy, najbardziej bolesny był widok rozstań, pożegnań mężów, ojców, synów z mamami, żonami, dziećmi. Mnie też najbardziej
poruszają te rozstania. Nie wiadomo, czy oni się jeszcze kiedykolwiek zobaczą. Ale w tym jest miłość. Oni czują, że żyją, wiedzą, że jest ktoś, kogo kochają i kto ich kocha, że ktoś czeka. Wiedzą, że warto
ofiarowywać się, poświęcać swoje życie. Wielu mężczyzn idzie na tę wojnę i ryzykuje życiem. Ale ryzykują też ci, którzy na wiele sposobów pomagają. Tam wszędzie dochodzi ta woda i daje życie.

U nas, na Podolu, ludzi w kościołach jest wielu. W Czernihowie czy w Charkowie chodzenie do kościoła jest aktualnie praktycznie niemożliwe.

Współbracia – Pavlo Vyshkovskyi OMI z Kijowa, Vadim Dorosh OMI z Tywrowa – mówili mi podczas rozmów, że jest więcej ludzi dorosłych, którzy przyjmują chrzest, pierwszą Komunię, którzy przychodzą i proszą o błogosławieństwo.

– Tak, przychodzą do spowiedzi, proszą o sakrament. Nigdy się nie spowiadali, a teraz idą na wojnę. Oczywiste jest, że chcą się wyspowiadać, poprosić o błogosławieństwo.

Jak wygląda teraz w Ukrainie działalność Kościoła – ta duszpasterska, ale i ta pomocowa?

– To zależy gdzie. Na terenach intensywnych działań wojennych działalność Kościoła – w znaczeniu sióstr i księży – to głównie pomoc dwuwymiarowa. Najpierw to modlitwa, bycie blisko ludzi, przychodzenie do nich z posługą sakramentalną. Drugi wymiar to pomoc charytatywna. Trzeba zorganizować tam wiele działań. Tam, gdzie jest względnie spokojnie – np. u nas na zachodzie, gdzie bomby spadają czasami – to staramy się prowadzić normalne życie. I do tego pomagamy też uchodźcom, bo jest wielu przesiedleńców, którzy przybyli w te względnie spokojne miejsca i tutaj przebywają. Troska o nich
jest bardzo ważna. W niektórych miejscach jest ich bardzo wielu. Dobrze, że na wschodzie Ukrainy ludzie wiedzą, że to w kościołach znajdą schronienie, pomoc.

Z jednej strony spadają bomby, a z drugiej toczy się walka duchowa. W kimś, kto karze strzelać, czy też strzela do drugiego człowieka, musi zwyciężać Szatan

– To prawda. Trwa wielka walka duchowa, w wielu wymiarach. Akt poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi, który miał miejsce pod koniec marca, też ma nam pomóc w zrozumieniu tego, że najważniejszą historią, która się rozgrywa – jest historia zbawienia. Bóg chce zbawić każdego człowieka i w tym bawieniu moje, nasze nawrócenie jest bardzo ważne, w jakiś sposób decydujące. Dla nas, dzięki wierze, ważne jest zrozumienie, że Putin w jakiś sposób jest w każdym z nas. Jeśli ja pozwolę się kusić diabłu, to on może doprowadzić mnie potem do wojny…

… do nienawiści, do niszczenia, do agresji…

– Pamiętam, że w pierwszą niedzielę po rozpoczęciu wojny byłem w kilku parafiach. W jednej wiosce odprawiałem mszę świętą w zwyczajnej, ubogiej chacie. Rozmawiałem tam z ludźmi. Była wtedy Ewangelia o ślepym – że ślepy nie może ślepego prowadzić, bo obydwaj wpadną do dołu. Pytałem ludzi, czy możemy uważać Putina za ślepego, który prowadzi ślepych. I ludzie oczywiście odpowiedzieli, że tak. Pytam ich dalej, przez co jest zaślepiony. I mówią, że przez: bogactwo, władzę, że on chce być carem. Pytam dalej, czy zdarza się, że w naszych rodzinach ktoś chce być carem, jest zaślepiony przez bogactwo, władzę, itd. I oni potwierdzają, że tak rzeczywiście jest. Marcinie, to może być moja i Twoja historia, choć oczywiście nie w wymiarze wojny międzypaństwowej, ale naszego życia.

Czasem słyszymy straszne historie o tym, co siostra zrobiła siostrze, mąż żonie, ojciec dziecku. Słyszymy
o aborcjach. Wyobraźmy sobie, że w Ukrainie każdego dnia zabijano około półtora tysiąca małych, bezbronnych istot ludzkich. Dlatego ważna jest walka duchowa, która nie skończy się z zakończeniem tej wojny. Jeśli nie będzie zwycięstwa duchowego, nawrócenia – to czekają nas kolejne bardzo dramatyczne wydarzenia na świecie, nie tylko w Ukrainie.

Dla wielu chrześcijan zaskoczeniem, a nawet zdziwieniem była deklaracja patriarchy moskiewskiego Kiryła I i błogosławienie rosyjskich żołnierzy idących na front. To nie jest przecież Ewangelia. Jak w Ukrainie odbierana jest teraz cerkiew patriarchatu moskiewskiego? Czy ludzie przechodzą do patriarchatu kijowskiego?

– Metropolita Onufry, głowa patriarchatu moskiewskiego w Ukrainie, podlegający pod Moskwę, od razu wystąpił przeciwko wojnie i podtrzymywał żołnierzy ukraińskich w tym, by bronili swojej ojczyzny. Zwracał się do Putina i do Kiryła, żeby nie było wojny. Batiuszkowie, moskiewscy księża prawosławni, zapewne różnie reagowali na tę sytuację. Kto ma w sobie więcej ducha chrześcijańskiego, ewangelicznego, ten rozumie – nawet gdy kulturowo czuje się Rosjaninem – że to zło i ta wojna jest niedopuszczalna. Ta sytuacja pokazuje, że chrześcijaństwo nie jest proste i może być nadużywane. Słowa Kiryła są straszne, to profanacja chrześcijaństwa. Część prawosławnych księży nie wymawia już imienia patriarchy Kiryła.

Trzy tygodnie temu w Mohylowie Podolskim miałem chrzest dwuletniego chłopczyka, Kiryła. To dziecko wojskowych. I na ten chrzest przyszedł cały oddział. Katoliczką była tylko chrzestna. To było trzecie dziecko tego małżeństwa, rodzice nie chcieli go ochrzcić w kościele prawosławnym, ponieważ wszystkie kościoły prawosławne w Mohylowie Podolskim podlegają pod patriarchat moskiewski. Prawosławni nie mają teraz łatwo.

Co będzie po wojnie? Mamy nadzieje, że jak najszybciej się skończy.

– W książce „Listy starego diabła do młodego” C.S. Lewisa (1942 r.) młody diabeł o imieniu Piołun pisze z dumą, że udało się doprowadzić do wojny – to była wtedy druga wojna światowa. Stary tak mniej więcej mu odpisał, parafrazując: „No tak, to prawda. To wielki sukces. Ale pamiętaj, że w czasie wojny ludzie myślą o śmierci, o Bogu. Zwracają się do Boga. Oprócz zła jest wtedy wiele heroizmu, poświęcenia”. Dodał też, że „naszym głównym celem nie jest to, żeby była wojna. Ale to, żeby ludzi wciągnąć do piekła. Dla nas najlepszym wariantem jest, gdy ludzie jedzą, piją, nie myślą, są jak zwierzęta – i żeby umierali i wpadali w nasze ręce”.

Świat wojny sprawia, że wszystko, co do tej pory było na swoim miejscu, co dawało poczucie bezpieczeństwa – znika. Plany, pieniądze, rodzina, znajomi… Wszystko jest zawieszone. W tych zmaganiach duchowych, które nie skończą się z chwilą zakończenia wojny, modlimy się, abyśmy – jak w Ewangelii o synach marnotrawnych – mogli wstać i wrócić do Ojca. Żebyśmy mogli doświadczyć tej miłości, która jest nieprzemijająca i nadaje życiu głęboki sens. Rozmowę przeprowadzono 5 kwietnia.

Źródło: misyjne.pl