Siedem godzin. Tyle wystarczy, żeby dojechać samochodem z Warszawy w Bieszczady. I dokładnie tyle samo czasu trwa lot z dużego europejskiego miasta, jakim jest Frankfurt, do stolicy Etiopii – Addis Abeby. Jedynie siedem godzin dzieli nowoczesną cywilizację od miejsca, do którego ona nadal nie dotarła – relacjonuje Michał Szulim.
Niby każdy z nas o nich słyszał i ma jakieś wyobrażenie tego, jak funkcjonują afrykańskie plemiona, wśród których pracują misjonarze. W Etiopii istnieje kilkadziesiąt plemion rozsianych po całym kraju. Łączą ich jednak bardzo silne więzi – rodzaj solidarności – który można porównać chyba tylko z tymi, które znamy z naszych rodzin. Rozbicie plemienne Etiopii przekłada się zresztą na liczbę języków, którymi posługują się mieszkańcy. Jeśli ktoś narzeka, że czasami ciężko zrozumieć mu Ślązaka lub Kaszuba z krwi i kości, to powinien przestać narzekać. W Etiopii funkcjonuje obok siebie… około 80 języków i dialektów. Głównym z nich jest amharski, którym posługuje się zaledwie nieco ponad połowa mieszkańców, ten kraj to istna wieża Babel. Oczywistością są śluby w obrębie swojego plemienia. Każde z nich ma swoje zupełnie odrębne zwyczaje, choć struktura organizacyjna jest podobna – najwięcej do powiedzenia ma wódz oraz starszyzna.