Piękne karty historii Kościoła często rodzą się wśród ciszy i skromności. Ta prawda odnosi się także do wydarzeń sprzed 207 lat. Do opuszczonego klasztoru w niewielkim Aix we francuskiej Prowansji wprowadza się ksiądz Eugeniusz de Mazenod i jego towarzysze. Początki wielkiego dzieła, przez które Ewangelia dotarła na krańce świata, były zupełnie niepozorne – relacjonuje Sebastian Zbierański.
Rok 1816 nie był łatwym dla mieszkańców Francji. Kraj wciąż z trudem leczył się z ran, jakie zadała mu rewolucja „pożerająca swoje dzieci”. W takiej rzeczywistości rodziło się wyjątkowe zgromadzenie. Przez dwa stulecia działalności dało Kościołowi świętego, rzeszę błogosławionych i sług Bożych oraz misjonarzy gorliwie niosących Chrystusa ubogim. Dziś w setkach oblackich domów i klasztorów na całym świecie z zapałem posługują tysiące kapłanów i braci. A wszystko zaczęło się od deski, dwóch beczek i małego paleniska.
Odrodzić wiarę w ludziach
Dzieło Eugeniusza de Mazenoda narodziło się z poczucia wielkiej potrzeby pragnienia odrodzenia wiary pośród ludzi. Jak pisał do swoich pierwszych towarzyszy święty: “W tej opłakanej sytuacji Kościół wielkim głosem woła do swoich sług (…) aby słowem i przykładem robili wszystko, co w ich mocy, żeby na nowo ożywić wiarę gasnącą w sercach wielkiej liczby jego dzieci”. To wzniosłe pragnienie nie pozostało jedynie w sferze marzeń. Eugeniusz za jego realizację zabrał się bardzo konkretnie. Widać to zwłaszcza w tonie jego listów i zachęt, kierowanych do tych, których chciał pozyskać jako pierwszych współbraci i ojców nowego stowarzyszenia. W roku 1815 Eugeniusz kupuje pokarmelitański klasztor z przylegającym do niego kościołem i angażuje się w formowanie pierwszej wspólnoty księży misjonarzy. Na początek znalazł ich czterech. Byli to: Augustyn Icard, Sebastian Déblieu, Piotr-Nolasque Mie oraz Henryk Tempier, który stanie się jego zastępcą, powiernikiem sumienia i wiernym przyjacielem aż do końca życia. W ten sposób 25 stycznia 1816 r. powstało Stowarzyszenie Misjonarzy Prowansji – pierwsza oblacka wspólnota.
Zbawienie przed wygodą
Oblaci od samego początku otaczali opieką ludzi ubogich, młodzież, emigrantów, więźniów i chorych. Żeby byli jeszcze bliżej nich, nie chcieli otaczać się luksusem. W zniszczonym klasztorze nikt nie skupiał się na wielkich remontach. Kapłani postawili na gruntowną formację i hartowanie ducha. Założyciel wspominał: „Spożywaliśmy posiłki na desce wspartej o dwie beczki. Palenisko, na którym znajdował się wspólny kocioł, zadymiało naszą lisią norę, ale apetyt dopisywał”. Do szczęścia potrzebowali naprawdę niewiele. Może właśnie to sprawiło, że do dziś w duchu zgromadzenia dominuje bezinteresowna troska o zbawienie ludzi, często realizowana bez zwracania uwagi na trudne warunki misyjnej pracy i materialne problemy. Deska i beczki dalej znajdują się w oblackim klasztorze w Aix. To niezwykle wymowny symbol. Przypominają oblatom o początkach i o tym, że wygoda i komfort mogą poczekać. Najważniejsze jest zbawienie dusz.
Można mieć niewiele, praktycznie nic. Dwie beczki i deskę. Jeśli tylko nie zabraknie zapału, gorliwości i przede wszystkim – współpracy z Bożą łaską, można zbudować piękne dzieło, za pomocą którego Ewangelia dotrze na krańce świata. Historia misjonarzy oblatów i ich założyciela świadczy o tym najlepiej.
Źródło: misyjne.pl