Chcesz wiedzieć, jak wyglądały ostatnie tygodnie życia błogosławionego Gerarda?

5 marca 1914 roku, nieco ponad dwa miesiące przed śmiercią, napisał list do swoich dwóch sióstr i brata, w którym powiedział:

W tym roku, kochani, odczuwam ciężar moich 84 lat. Jestem bardzo słaby. Nie mogę wykonywać dłuższej pracy. Mam jednak dobry apetyt. Jeśli jeżdżę na moim wiernym „Artabanie”, to i tak odwiedzenie chorych zajmuje mi jedną lub dwie godziny, co często czynię. Gdybyście mogli zobaczyć tego dobrego Ojca w rękach dwóch wielkich facetów, którzy podnoszą go na grzbiecie cierpliwego „Artabana”! Potem, z długim kijem, odwiedzałem pobliskie chaty, w których byli chorzy.

Fot. Postulatio OMI

Wciąż miałem radość z odprawiania Mszy Świętej. „Semper et semper gratias” za tak wielką łaskę. Nasze chaty w Basuto nie mają krzeseł, stołów ani łóżek, a dla mnie dość trudno jest pozostać na kolanach przez długi czas; trzeba też znosić dym: domy nie mają kominów. Są też małe zwierzęta, mali kanibale, o których tylko ty wiesz. Wreszcie, aby zakończyć portret, muszę powiedzieć, że chodzę o lasce, moje oczy wciąż widzą dokładnie; jestem pochylony, to oczywiste.

Fot. Postulatio OMI

Jednak nadal mogę odprawiać Mszę Świętą i udzielać błogosławieństwa. Ale muszę powiedzieć, że mam dobrego Cyrenejczyka w osobie dobrego ojca Rollanda, który cierpi na reumatyzm; bierze mnie za rękę. Dobry brat Debs również pomaga mi podejść do ołtarza.

Ojciec Święty Papież uwolnił mnie od Świętego Brewiarza; odmawiam trzy różańce zamiast brewiarza i codziennie odprawiam mszę wotywną o Najświętszej Dziewicy [której tekst znał na pamięć, więc nie musiał czytać, co już robił z trudem].

Fot. Postulatio OMI

————

Dnia 29 maja 1914 roku o godzinie 21:30 zmarł ojciec Joseph Gérard. Był najbardziej ukochanym oblatem ze względu na swoją prostotę, ogromne oddanie każdej napotkanej osobie, niesłabnącą gorliwość, niesłabnącą cierpliwość, nieustanną modlitwę… Był misjonarzem par excellence, który wiedział, jak stworzyć Kościół z niczego, pośród niewyobrażalnych trudności. „Jego śmierć była słodka i spokojna, ponieważ jego życie było święte”, napisał ojciec Pennerah, który był blisko niego.

Fot. Postulatio OMI

Siostra pielęgniarka, która pomagała mu w ostatnich dniach jego życia, mówi, że kiedy miał wysoką gorączkę, dzwonił do chłopca, który pomagał mu osiodłać konia – konia, który stał się sławny, zwanego Artaban – ponieważ błogosławiony Gerard powiedział, że musi odwiedzić chorych. Zakonnice odpowiadały mu: „Tak, właśnie poszedł go przygotować”. Tak więc, myśląc, że jest w drodze, zamknął usta i ręką stukał w koce, myśląc, że pobudza Artabana, i powtarzał: „Chłopcze, dusze, dusze! … Bóg mnie za nie rozliczy! … Miłosierdzie Boże jest nieskończone!”.

Pewnego razu, nie widząc swojego mistrza, Artaban poszedł sam i zatrzymał się na jakiś czas w chacie chorego lub starca, a potem poszedł ponownie i zatrzymał się w chacie innego… w ten sposób zrobił wszystkie obchody, do których był przyzwyczajony, kiedy zabierał starego misjonarza.

(O. Fabio Ciardi, konferencja wygłoszona w Domu Generalnym, 29 maja 2021 r.).

Fot. Postulatio OMI
Fot. Postulatio OMI
Fot. Postulatio OMI

Źródło: Postulatio OMI