Lôlô i Nirina wraz z dwójką dzieci mieszkają w jednej z malgaskich wiosek. Widzę, jak większą część dnia całą rodziną spędzają na ryżowisku. Ona zajmuje się sadzeniem ryżu, on przygotowuje teren pod uprawę. Nie mają wiele. Ale mają siebie – opowiada o. Mateusz Zys OMI.
Ryż sadzi się wszędzie, nie tylko na tradycyjnych płaskich ryżowiskach. W regionach górskich i na płaskowyżu, gdzie nie ma aż tyle wody, również można go zobaczyć. Kiedy deszcze już trochę skropią glebę, jak teraz, ludzie kijkami robią dziurki w ziemi i wrzucają w nie ziarenka. Bo tak sadzi się ryż w górach. Gdzieniegdzie widzę też młodych, którzy ryż młócą, uderzając na przemian pękiem roślin o coś twardego. To ich robota.
Najbardziej spektakularne są jednak same ryżowiska. Stoję przed nimi. Widzę odbicie słońca w stojącej wodzie i bezkresne zielone obszary, przez które raz po raz przebija górski potok. Zastygam. Chcę, aby ten obraz we mnie pozostał. Woda jest tu kluczowa. Bez dostępu do niej, i to w dużych ilościach, nic nie wskórasz. Poza tym musi być też możliwość upuszczenia wody z ryżowiska, żeby móc regulować jej poziom. Gdy jest jej zbyt dużo, choćby po przejściu cyklonu, uprawy zaczynają gnić, o czym opowiada mi Lôlô, z którego rodziną miałem okazję spędzić kilka dni, mieszkając wspólnie w domu powstałym z gliny i z trzciny.
W drodze na ryżowisko
Idę na ryżowisko – słyszałem wielokrotnie słowa żony Lôlô – Niriny. Bo na Madagaskarze sadzeniem ryżu zajmują się kobiety i tylko one mogą to robić. Malgasze wierzą, że z ziemi wyrośnie dobry plon jedynie wtedy, jeśli zostanie on zasadzony przez kobietę. Pierwszego dnia pobytu u tej malgaskiej rodziny wybrałem się na pole ryżowe razem z Niriną, aby zobaczyć, jak to wszystko wygląda z bliska.
– Uprawiać ryż wcale nie jest tak łatwo. Niewielu Malgaszy może pozwolić sobie na to, aby odpowiednio dbać o ziemię, a przecież jej jakość jest tutaj kluczowa. Są miejsca, w których stosuje się płodozmian i korzysta z naturalnego użyźniania przy pomocy bydła. Często zdarza się też, że jeśli ktoś nie ma swoich zwierząt, to może liczyć na pomoc sąsiadów. Nieraz odbywa się to na zasadzie przysługi za przysługę – ktoś pomaga sąsiadowi przy budowie domu, a ten mu na polu – opowiadała Nirina, w drodze do kawałka ziemi należącego do jej rodziny. Na Madagaskarze ziemia zazwyczaj jest do kogoś przypisana, choć bardzo często nie ma na to żadnych dokumentów, co czasem powoduje problemy, gdy ktoś chce kogoś wysiedlić. – Chociaż to my – kobiety – zajmujemy się sadzeniem ryżu, to na polach często można zobaczyć całe rodziny. Bo każdy ma tutaj coś do zrobienia – kontynuuje.
Praca dla każdego
Dzień pracy na ryżowisku zaczyna się wcześnie rano, kiedy słońce jeszcze tak nie praży. Czasem już o czwartej rano. Oczywiście zdarzają się osoby, które na ryżowisko przychodzą około dziewiątej. My wstaliśmy wcześnie. Po kilku godzinach robi się zbyt gorąco i razem z tymi, którzy pojawili się na polu później – chowamy się do cienia. Praca w takich warunkach jest niebezpieczna.
Pierwszą częścią, związaną z wypalaniem i oczyszczaniem terenu, zajmują się mężczyźni. Oni też są odpowiedzialni potem za młócenie, bo zajęcie to wymaga sporo siły. Następnie odbywa się sadzenie. W międzyczasie usuwane są chwasty. Niektórzy robią to przy pomocy specjalnych narzędzi, a inni ręcznie. Przy tej pracy zazwyczaj nie ma podziałów. Zajmują się tym młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziewczęta.
W niektórych miejscach na Madagaskarze widziałem suszący się na brzegu jezdni na specjalnych matach z rafii ryż. Jak wyjaśnił mi Lôlô – ryż po zbiorach musi solidnie wyschnąć. Często proces ten przeprowadza się na podwórku, ale bywa i tak, że robi się to wzdłuż drogi. Oczywiście tak zostawiony ryż przyciąga różne zwierzęta, które chcą się nim posilić, ale z drugiej strony jest tu mocne słońce, bo las przy drodze jest wykarczowany. Po wysuszeniu widzę, jak zbiera się zboże i umieszcza je w odpowiednich zbiornikach na wysokich palach. Wszystko po to, żeby do ryżu nie dostały się szczury.
Ryż można oczywiście kupić u lokalnych sprzedawców. Jego cena zależy od regionu i od pory roku. – W styczniu 50-kilogramowy worek białego ryżu kosztował około 130 tys. ariari, czyli nieco ponad 130 zł. Jednak po przejściu cyklonu ceny ryżu zawsze wzrastają, nawet do 180 tys. ariari – wyjaśnił mi jeden z misjonarzy, po czym, widząc brak zdziwienia z mojej strony, dodał: „Taki worek przy bardzo oszczędnym wydzielaniu ledwo wystarcza rodzinie na miesiąc. Najniższa oficjalna pensja na Madagaskarze wynosi 250 tys. ariari, czyli połowę miesięcznych zarobków trzeba wydać na sam ryż. A przecież do ryżu trzeba jeszcze coś dodać, nie wspominając już o pozostałych opłatach, związanych z energią, leczeniem czy szkołą dla dzieci. Trudno się dziwić, że w przypadku stanowisk urzędniczych, jak to zazwyczaj bywa, bieda generuje dużą presję na powstawanie korupcji. Skoro państwo nie może zapewnić odpowiednich dochodów, to trzeba się o to zatroszczyć samemu”. Warto dodać, że to oficjalna najniższa pensja. Większość ludzi nie jest tu zarejestrowana.
Nadzieja na przyszłość
Same o siebie często na Madagaskarze muszą zatroszczyć się też dzieci. Właściwie obecne są wszędzie. Nie tak jak w Europie. Wiele z nich nie ma nawet prawdziwych zabawek i dorośli często robią je im z trawy, śmieci lub różnych innych materiałów. Już od najmłodszych lat jest im jednak wpajane, że najważniejsza powinna być dla nich rodzina. Dlatego starsze dzieci często zajmują się wychowaniem młodszego rodzeństwa, nierzadko stając się dla nich nie tylko towarzyszami zabaw, lecz także autorytetem i pierwszymi nauczycielami. Później niektóre z nich, tak jak Njara i Elizé – dzieci małżeństwa, u którego mieszkałem, chodzą do szkoły prowadzonej przez misjonarzy oblatów. Noszą mundurki, a w plecakach przybory szkolne, które ofiarowali im rodzice „adopcyjni” w ramach programu „Misja Szkoła”. Szkoła tutaj to luksus. Są regiony, w których tylko 30-40% ludzi umie czytać i pisać. Jak mówią Lôlô i Nirina, to szansa na lepszą przyszłość dla nich. Smutno to słyszeć. To tak, jakby sami oceniali źle siebie i swoje perspektywy.
Zdarza się, że młodzi Malgasze są porzucani przez rodziców i wtedy często żyją na ulicy, kradną, a nawet działają w strukturach gangów. Dlatego szkoła umożliwia dzieciom nie tylko naukę, lecz także sprawia, że dzięki niej mogą przeżyć prawdziwe dzieciństwo i zamiast na polu czy na ulicy – mogą siedzieć w szkolnej ławce. Chociaż i to nie jest takie oczywiste. Bo sam widziałem na ryżowiskach dziewczynki, które po skończonych lekcjach oczyszczały ryż z łusek.
I chociaż krajobraz Madagaskaru jest pełen ryżowisk, a przy odpowiednim zarządzaniu oraz wsparciu ze strony rządzących kraj ten mógłby stać się eksporterem ryżu, to w rzeczywistości sam musi ten ryż importować, bo brakuje go na potrzeby tamtejszych mieszkańców. W wielu miejscach ziemia staje się coraz mniej zdatna do uprawy przez zmiany klimatyczne i działalność człowieka. Produkt absolutnie podstawowy dla całego państwa i dla gospodarki staje się deficytowy. A jeśli brakuje tego, co podstawowe, jak patrzeć z nadzieją w przyszłość? Idę spać. Jutro rano znowu czas pójść na pole.
Źródło: misyjne.pl