Kiedy kule latają nad głową, a domy są bombardowane okazuje się, że cenna broń to modlitwa, miłość, bliskość, pamięć. Kościół, oprócz pomocy humanitarnej, zapewniał Ukraińcom opiekę duszpasterską. Była ważniejsza niż mogłoby się to wydawać – relacjonuje Michał Jóźwiak.

Rano w Kijowie obudził mnie wybuch. Była widoczna panika. Ludzie uciekają ze stolicy do mniejszych miast. Jesteśmy w wielkiej niepewności, trwają bombardowania – mówił w pierwszym dniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę o. Błażej Gawliczek, misjonarz oblat, który pracuje na co dzień w Kijowie. Ucieczka to naturalny odruch, kiedy dostajemy niespodziewany cios, kiedy jesteśmy atakowani. Rosyjska agresja na Ukrainę niewątpliwie była takim ciosem. Choć Putin od zawsze uchodził za polityka trudnego do przewidzenia, to jednak podejrzenia o to, że może stać się zbrodniarzem wojennym wydawały się na wyrost. Obecna sytuacja nie pozostawia już jednak złudzeń.

Walka duchowa

Nie ma sensu wchodzić jednak w polityczne i militarne rozgrywki. Obok walk na froncie nieustannie toczy się o wiele istotniejsza walka – walka duchowa. Mówili o tym biskupi: Mieczysław Mokrzycki (Lwów), Jacek Pyl OMI (Odessa, Symferopol) czy Stanisław Szyrokoradiuk OFM (Kijów). Na tym polu duchowni pracujący w Ukrainie mieli pełne ręce roboty. I stanęli na wysokości zadania. Mam gęsią skórkę, kiedy widzę zdjęcia pokazujące liturgię sprawowaną w schronach, bunkrach i podziemiach. Te obrazki są najlepszą odpowiedzią na to, gdzie jest Bóg podczas wojny. Zawsze tak samo blisko.

Kiedy zło dosięga nas bardzo namacalnie, zadajemy sobie pytanie o obecność Boga. Gdzie On jest, kiedy spadają bomby? Co robi, kiedy pod gruzami zawalonych budynków giną niewinne dzieci? Dlaczego milczy, kiedy wydaje się, że zło bierze górę? Dlaczego nie reaguje i gdzie jest? Od- powiedź na to pytanie znajduje się na wielu fotografiach z Kijowa czy z innych ukraińskich miast, w któ- rych Eucharystia sprawowana jest w schronach, bunkrach, podziemiach, na stacjach metra. To przecież tam realnie obecny jest Bóg. I co robi? Przygląda się bezczynnie? Nie. Jezus ofiarowuje się za nas. Oddaje całe- go Siebie jako ofiarę przebłagalną.

Być z ludźmi

Kiedy rozmawiałem z księżmi pracującymi w Ukrainie zawsze podkreślali dwie rzeczy: prośbę o modlitwę czy post za nich i to, że teraz ich najważniejszym zadaniem jest bycie blisko ludzi. – W sąsiedniej parafii pw. św. Jana Pawła II ksiądz proboszcz, który organizuje pomoc humanitarną, przyjmując ludzi, poprosił nas o objęcie pomocą duszpasterską tych, którzy tutaj przyjeżdżają. Aby ich po prostu wesprzeć i być z nimi. Myślę, że dla nas tutaj teraz, we Lwowie – bo tu w tym czasie zostałem przeniesiony – jest to chyba najlepsza pomoc, jaką możemy dać, oczywiście oprócz modlitwy i bycia z parafią – zaznacza o. Gawliczek. – Z trudem weszliśmy w Wielki Post. Widać, że ludzie bardzo przeżywają to, co się teraz dzieje. Chcieliby pokoju. Czasem trudno im zrozumieć całą tę sytuację. Staramy się ich pocieszać, być z nimi, na ile jest to możliwe – dodaje.

Ważne jest także proponowanie wiernym życia sakramentalnego. – Wczoraj udało mi się wyspowiadać jednego naszego parafianina (87 lat). Mówił, że nie był u spowiedzi od 50 lat. Było trudno, ale ten raz zgodził się na spowiedź. Tacy ludzie się znajdują – mówi o. Błażej. Czasem ludzie boją się iść do kościoła i proszą, aby to Ko- ściół, aby to ksiądz przyszedł do nich. I tak się dzieje. Z pewnością wielu pa- raliżuje odgłos walk i ciągłego bom- bardowania. Ojciec Pavlo Vyshkovskyi OMI w samym środku trwającego kon- fliktu wybrał się do jednej z dzielnic Kijowa niedaleko fabryki Antonova. Udzielił chrztu świętego małej Ewie. Za oknem słychać było ostrzał. Z jed- nej strony wojna, a z drugiej najważ- niejszy dzień w życiu chrześcijanina.

Bóg jest blisko

Z kolei oblacki kleryk przebywający we Lwowie w rozmowie z „Misyjnymi Drogami” stwierdził, że Wielki Post zaczął się w Ukrainie jeszcze przed Środą Popielcową, w dniu inwazji. Oprócz agresji, której oczywiście naród ukraiński musi się opierać, konflikt stał się okazją do rekolekcji, zastanowienia się nad tym, jak pomimo tych wszystkich okrucieństw działa Pan Bóg.

– Od początku wojny w mediach czytamy różne informacje. Często odbierają one nadzieję. Zobaczyłem jednak, że każdego dnia w czytaniach mszalnych, modlitwie brewiarzowej Pan Bóg daje mi swoje słowo, które dodaje nadziei, odwagi, nie pozwala popaść w rozpacz. Tak jakby to było zaplanowane. Pan Bóg nas nie opusz- cza, cały czas jest z nami. Pokazuje mi to, że słowo Boże jest żywe, aktualne, wieczne. I to jest moje zadanie na ten czas: jeszcze bardziej zbliżyć się do słowa Bożego – podkreśla kleryk Nor- bert Jabłko OMI.

Codzienna pomoc

W sytuacji wojny każdy gest solidarności ma podwójną moc i znaczenie. Duchowni, oprócz opieki duszpasterskiej, na ile to było tylko możliwe, nieśli też codzienną pomoc.

– W niedzielę, kiedy zabronione było wychodzenie na ulicę, bo łapa- no dywersantów, żołnierze z obrony terytorialnej przyjechali do naszego domu dosłownie na trzy minuty, aby przyjąć Komunię św. Potem odjechali, by dalej bronić Kijowa. Niektórym kobietom i dzieciom pomogliśmy wy- jechać ze stolicy, także w kierunku Polski. Odwiedzamy tych, którzy nie mają sił ani możliwości, żeby wyjść po podstawowe zakupy. Dzisiaj do południa byłem zanieść mleko i inne produkty spożywcze naszej schorowanej parafiance, która nawet nie może się wybrać do sklepu, żeby kupić cokolwiek do jedzenia. Ludzie potrzebują też duchowego wsparcia i rozmowy, bo dzieją się prawdziwe tragedie. Przedwczoraj rozmawiałem ponad dwie godziny z osobą, która straciła wszystko – mówił w rozmowie z Piotrem Ewertowskim o. Pavlo Vyshkovskyi OMI.

Decyzja o powrocie do Ukrainy

Dwie siostry elżbietanki pracujące w niewielkim klasztorze w Czarno- morsku, niedaleko Odessy, jeszcze przed wojną pomagały potrzebują- cym. Przygotowywały jedzenie, przyj- mowały bezdomnych. Jedna z nich, siostra Jonasza, była na rekolekcjach w Polsce, kiedy zaczęła się wojna. – Od razu podjęłam decyzję o powrocie do mojej współsiostry. Została przecież sama w tak dramatycznej sytuacji – opowiada elżbietanka. – Teraz potrzeb jest jeszcze więcej. Ludzie stracili pracę, kończą im się oszczędności. Przychodzi ich coraz więcej. Orga- nizujemy dla nich wszelką pomoc: żywność, lekarstwa, ubrania, arty- kuły higieniczne. Czasem całe dnie spędzam za kółkiem i przywożę dary z Polski – mówi s. Jonasza Bukowska CSSE.

Wojna zmieniła nasze patrzenie na Kościół, sakramenty, opiekę dusz- pasterską i codzienną działalność Ko- ścioła. Ukraińcy wiedzieli, że kościoły to punkty, w których otrzymają każde wparcie. Do punktów Caritas ustawiały się kolejki po pomoc. Wolontariusze i duchowni robili co mogli, aby nikt nie odszedł z pustymi rękoma. To, co wydawało się oczywiste, czasem niezauważalne, w sytuacji konfliktu stało się nad wyraz widoczne i… potrzebne. Polscy księża, zakonnicy i siostry za- konne wykonują za naszą wschodnią granicą fantastyczną pracę. To miło- sierdzie, które nie jest jedynie pomocą humanitarną, ale troską o to, żebyśmy ocalili nie tylko życie, ale też nadzieję na lepsze jutro. Bo prawdziwa śmierć przychodzi nie od kul i pocisków, ale właśnie od braku wiary, nadziei i mi- łości. Dlatego tak ważne jest, aby Ko- ściół te wartości ocalał. Zawsze. Przede wszystkim w czasie wojny.

Źródło: misyjne.pl