Najważniejszy jest człowiek. Nigdy nie powinno się odmawiać mu pomocy. To zasady, którymi kieruje się Wspólnota Dobrego Pasterza z Katowic. Ubogim dają nie tylko jedzenie, ale przede wszystkim swój czas.
Otaczają opieką, tych którzy doświadczają różnych form ubóstwa i zagubienia. Są obecni na ulicy – tam, gdzie toczy się ich życie. Wspólnota Dobrego Pasterza chce służyć i ewangelizować. O pomaganiu, wyzwaniach i o tym, co dla Wspólnoty jest najistotniejsze z jej animatorem, panią Wiolettą Iwanicką-Richter rozmawia Sebastian Zbierański.
Sebastian Zbierański: Rok 1987. W Katowicach zjawia się o. Ryszard Sierański, młody i pełen zapału oblat. Nie chce siedzieć w klasztorze, rusza na ulice i szuka tych, których większość wolałaby nie oglądać. Wiele zmieniło się od tego czasu? Czy nadal działacie tak samo?
Wioletta Iwanicka-Richter: – Zmienił się świat i zmienili się ludzie, ale w naszych działaniach niewiele się zmieniło. We Wspólnocie posługuje już kolejne pokolenie osób, wciąż przychodzą nowi – także następcy o. Ryszarda, kapłani. Dzieło trwa. Mogę powiedzieć, że w pewnym sensie dzisiaj jesteśmy bardziej „u początków” niż jeszcze kilkanaście lat temu. Odkryliśmy, że powrót do początków zapewnia, że to co robimy będzie świeże. Będzie miało właściwego ducha. Po ponad 30 latach we Wspólnocie Dobrego Pasterza zatacza się jakieś koło – tak chyba w ogóle jest w Kościele. Dlatego wracamy do źródła, do naszej pierwszej miłości, jaką jest wyjście do ubogich. Dzisiaj zauważamy, że żyjemy w świecie materialnym, gdzie pewne wartości można łatwo zgubić. Jesteśmy więc ze Wspólnotą w takim miejscu, że jeszcze intensywniej szukamy tej pierwotnej gorliwości, która pozwala nam wychodzić na ulicę, do najbiedniejszych.
A jaki jest ten świat 30 lat później? Bardziej obojętny, a może bardziej skłonny do pomocy, wrażliwy? Ubodzy mają te same czy inne problemy i potrzeby?
– Dzisiaj jesteśmy przede wszystkim ubodzy w czas i ducha pokory. Może i świat skłonny jest do pomocy, ale z drugiej strony, wciąż oczekuje, by udowadniać, że się pomaga i jak się to robi. Stąd taki nacisk, żeby być w mediach, pokazywać spektakularne efekty. Kiedyś w zasadzie wystarczyło być. Po prostu. Może dzisiaj łatwiej pomagać materialnie. Ale to nie stanowi źródła naszej działalności. Nie mamy poczucia, że wszystko wszystkim musimy rozdawać. To jest właśnie kwintesencja naszego wychodzenia do ludzi. Dzielimy się tym, co mamy, a czasem to niewiele. Potrzeby i problemy ubogich są różne. To, co oferujemy im zawsze, to nowe życie w Bogu.
Dajecie też czas. Dzisiaj chyba trudniej podarować czas niż pieniądze.
– Tak. A czas, który dajemy przynosi ze sobą doświadczenie spotkania z Bogiem. Dzisiaj świat umniejsza potrzebę niesienia innym Boga i w ogóle nazywa to utopią. We Wspólnocie uważamy, że kiedy ubogim pokaże się źródło – Boga, to będą mieli motywację, by walczyć o siebie – o pracę, o rodzinę, o godność. To jest punkt wyjścia. Ludziom, którzy nie są blisko Boga może być trudno dzielić się swoim czasem. Wygrywa zabieganie, komfort i zapatrzenie w siebie. Tymczasem trzeba czasu, by wsłuchiwać się w głos Jego i głos innych.
Mówi Pani o ważnych rzeczach, które wynikają z osobistej formacji.
– To, jak chcemy pomagać i jak to robimy bierze się po prostu z rzeczywistości. Sami staramy się wciąż nad tym pracować. Szukamy nowych form działania, a tym samym – nowych form ewangelizacji. Chcemy je dostosować do warunków, w których działamy. Dla przykładu: dzisiaj gotujemy i rozdajemy zupę. Ale kto wie, czy za jakiś czas taka forma nie okaże się już niepotrzebna? Wtedy przestaniemy to robić. Najważniejsze to szukać możliwości, by wyjść osobiście do człowieka.
Zupa to bardzo skuteczny sposób na realną pomoc. Jest prosty, ale przyznam, że mnie zachwyca.
– Zupa to dla nas dzisiaj coś, co nie tylko karmi, ale buduje relacje. Przy zupie okazuje się, że znika podział na ubogich i tych, którzy im pomagają. Zupa pokazuje: wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszyscy odczuwamy głód i musimy się posilić. Zaczynamy rozumieć, że jesteśmy jedną, wielką rodziną.
Takie pomaganie jest nieraz wielkim wyzwaniem, Zwłaszcza, gdy pojawia się zagrożenie, na które bezdomni narażeni są szczególnie. Pandemia mocno Was ograniczyła?
– Największe trudności były na początku. Zresztą, wszystko co jest nieznane jest też w jakiś sposób trudne. Nadal próbujemy szukać nowych, bezpiecznych metod działania. Z drugiej strony, pytamy też o to, co jeszcze nas czeka. Nie wiemy, co jeszcze przed nami. W tym wszystkim musimy zadać sobie jednak kolejne bardzo ważne pytanie: czy wychodzimy do ubogich dlatego, że nam jest łatwo? Czy jednak idziemy do nich bez względu na wszystko? Postanowiliśmy wychodzić, choć wiemy, że wiele innych podobnych organizacji wstrzymało swoje działania. Liczymy się z konsekwencjami, błędami, które możemy popełniać. Ale wierzymy, że warto wychodzić, warto walczyć o godność tych najbiedniejszych. O tym przekonujemy się każdego dnia. Ubodzy też muszą jeść. Tutaj nie ma różnicy między nimi, a ludźmi, którzy sobie radzą. Naszej działalności nie zawieszamy i nie zamierzamy zawiesić. Nie można odmawiać pomocy nikomu, zwłaszcza, że okres zimowy połączony z panującą epidemią jest bardzo trudny.
Niektórzy walczą z biedą podcinając jej gałęzie. Ale wy karczujecie korzenie.
– Nie zawsze da się osiągnąć spektakularne efekty. Najważniejszy jest zawsze człowiek. Tu liczy się nasze podejście do tych, którym pomagamy. Każdego traktujemy wyjątkowo. Czasem możemy robić niewiele, a teraz jeszcze mniej. To nie ma znaczenia. Trzeba działać w miarę możliwości, ale ze wszystkich sił. Tak, jak tylko się da.
Papież Franciszek często powtarza, że pragnie Kościoła ubogiego dla ubogich. To wasze motto na dziś?
– Myślę, że może gdyby Kościół posłuchał tego wcześniej, to moglibyśmy uniknąć wielu problemów, z którymi się dziś mierzymy. Być może za późno sięgnęliśmy po tę myśl. Jest to na pewno przesłanie, które może Kościół uratować. Zobaczenie ubogich w Kościele – zauważenie, że Kościół może wiele dać właśnie wtedy, kiedy sam jest ubogi. To klucz, którym musimy się kierować.
***
Wspólnota Dobrego Pasterza to publiczne stowarzyszenie wiernych Kościoła katolickiego, posłane do posługi duszpasterskiej i charytatywnej wśród ludzi ubogich i uzależnionych, głównie młodych. Powstało w 1987r. z inicjatywy o. Ryszarda Sierańskiego OMI. Działa w archidiecezji katowickiej, prowadząc trzy placówki i posługując także na ulicach miasta. Wspólnota dba o osobistą formację jej członków, którzy kierują się pragnieniem służby i ewangelizacji. Wyznają zasadę, że najważniejsza jest relacja z Bogiem, która motywuje chęć niesienia Go innym.
Źródło: misyjne.pl