Oblaci w Ukrainie żyją i pracują już od wielu lat. Brat Sebastian Jankowski w kraju nad Dnieprem żyje od 18 lat, co stanowi większość jego zakonnego życia. Trzy lata spędził na Krymie, później był w Krzywym Rogu w środkowej Ukrainie, wreszcie przeniósł się do Sławutycza – miasta zbudowanego tuż po katastrofie w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej w 1986 roku dla pracowników elektrowni i ewakuowanych po wybuchu reaktora mieszkańców Czarnobyla oraz Prypeci. Teraz pracuje w Obuchowie – relacjonuje Maciej Kluczka.
Tak długa (można powiedzieć pełnoletnia) praca w różnych regionach Ukrainy sprawia, że br. Sebastian Jankowski poznał już bardzo dobrze specyfikę tego kraju i jego mieszkańców. Wie też, jak Ukraińcy przeżyli czas wojny, który zaczął się 24 lutego zeszłego roku. To wtedy Rosja napadła na Ukrainę. Ostatnie 11 lat brat Jankowski spędził w Kijowie. W stolicy Ukrainy oblaci są obecni w dwóch miejscach: w parafii pw. św. Mikołaja i w drugiej wspólnocie, po drugiej stronie Dniepru. W każdym z tych miejsc żyje trzech misjonarzy oblatów. Od początku swojej obecności w Kijowie pomagał w parafii pw. św. Mikołaja, później został też przydzielony do pomocy ubogim żyjącym na ulicy. Pracował też w telewizji katolickiej działającej w Kijowie. Przede wszystkim służy jednak tym najbardziej potrzebującym.
Zniszcenia w Irpieniu, fot. br. Sebastian Jankowski OMI
Miłosierdzie. W kościele i na ulicy
Jak podkreśla, ludzi potrzebujących od wybuchu wojny jest więcej. Obecnie pracuje w Obuchowie, to miasto położone 40 kilometrów od Kijowa. – Można powiedzieć, że to główny dom misjonarzy oblatów w Ukrainie. Oblaci troszczą się o ubogich mieszkających w tym miejscu, ale również o tych w Kijowie. – Dwa razy w tygodniu jadę do stolicy. Zawożę tam to, co dostajemy, czym możemy się podzielić – mówi br. Sebastian. Misjonarze oblaci posługiwanie w Ukrainie rozpoczęli we wrześniu 1989 roku. Obecnie mają w tym kraju 12 placówek.
W Obuchowie oblaci prowadzą dom miłosierdzia, do którego przychodzą osoby w kryzysie bezdomności. Mogą się umyć, zjeść, przenocować. Jest też lekarz, który udzieli im niezbędnej pomocy medycznej, opatrzy rany. – Staramy się pomagać i zmieniać ich życie. Na tyle, na ile jest to możliwe – mówi oblat.
– Kijów to ogromne miasto. Przed wybuchem wojny mieszkało w nim około 4 milionów mieszkańców. Można było ich podzielić na dwie klasy: bardzo bogatych i tych biednych. Bogaci mają wszystko: samochody, domy jak fortece, żyją ponad stan. Jest też wielu ubogich, którzy nie mają za co kupić chleba czy lekarstw – mówi br. Jankowski OMI. Jak dodaje, centrum miasta jest piękne, ale są dzielnice, w których życie wygląda diametralne inaczej. – Ludzie żyją w pokomunistycznych, wielkich blokach. W niektórych już przed wojną brakowało bieżącej wody, teraz sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła – mówi.
Bóg odnaleziony
Zapytałem nie tylko o stan portfela kijowian, ale tez i o stan ich ducha. Mój rozmówca przyznaje, że do wybuchu wojny wielu kijowian cerkiew (albo kościół) odwiedzało rzadko, niekiedy tylko dwa razy w roku: na Boże Narodzenie i w Wielkanoc. – Kiedy wojna wybuchła, w ludziach wiele się zmieniło. Na początku była duża panika, strach. Ludzie uciekali przed bombami, nie wiadomo było, gdzie się schronić, co zrobić ze sobą, swoją rodziną, z dobytkiem – tak br. Sebastian opisuje pierwsze dni i tygodnie wojny.
– Ludzie w tych dniach odnajdywali Boga. Często dziękują Bogu za każdy dzień życia, za każdą przeżytą noc – mówi oblat. A ostatnie noce, szczególnie od początku maja, znowu zrobiły się w Kijowie niespokojne. Gdy rozmawiamy, kijowianie są już po dziewiątej takiej nocy w tym miesiącu. – Ostatnia noc znowu upłynęła pod znakiem ataków rakietowych. Rosjanie wystrzelili w kierunku Kijowa 30 rakiet, 29 z nich udało się zestrzelić. Ostrzał zaczął się o 3 w nocy, skończył o 7 rano. Ludzie wtedy są w schronach, ale rano wychodzą, idą do pracy, starają się w miarę normalnie żyć – opisuje br. Jankowski.
Noce są najtrudniejsze
Oblat podkreśla, że Ukraińcy cały czas są bardzo wdzięczni Polakom za okazaną im pomoc. – Polskie wsparcie w trakcie tej wojny było kluczowe, także to wsparcie, które Polska budowała dla Ukrainy z innymi krajami – podkreśla misjonarz. – Do tej pory, gdy rozdajemy pomoc (żywność czy odzież), ludzie, wiedząc, że to pomoc z Polski, często dziękują ze łzami w oczach. Niekiedy aż trudno jest im wyrazić swoją wdzięczność słowami – dodaje. I przyznaje, że noce są najtrudniejsze. – W modlitwach powierzamy nasze życie Bożej Opatrzności. Ukraińcy równie mocno wierzą też w skuteczność ukraińskiego wojska. Jest dużo modlitwy, ludzie modlą się za wojskowych, a wojskowi też przychodzą do kościołów i do cerkwi na modlitwy. Proszę o skuteczną obronę, o pokój. Wszyscy często śpiewają suplikacje – dodaje brat oblat.
Brat Jankowski opowiada mi też historię lekarki, która do Hostomela (w obwodzie kijowskim) przywoziła odzież dla dzieci. – Jako lekarka pracowała w Kijowie, mąż miał dobrze prosperującą firmę. Przeprowadzili się do podkijowiskiego Irpienia. Dzięki swojej pracy mogli sobie na to pozwolić. Udało im się tam pomieszkać przez dwa lata. Gdy przez Irpień przeszło rosyjskie wojsko, które chciało zdobyć Kijów, miasteczko zostało zniszczone. Także ich mieszkanie. Teraz mieszkają na ogródkach działkowych – mówi z przejęciem br. Sebastian. – Ta kobieta wiele razy mówiła mi, że nie ma już łez, którymi mogłaby płakać. Jednocześnie jednak cały czas pomaga innym. Ma pralkę, pierze więc rzeczy, które im przywożę i później rozdaje ludziom – relacjonuje misjonarz.
Modlitwa przede wszystkim
Wielu Ukraińców straciło swoje domy, pracę, muszą zaczynać często od początku. – Do nas, do Obuchowa, przyjeżdżają tiry z pomocą humanitarną. Możemy liczyć na Caritas Spec Ukraina, wiele dobrego zrobiło też Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie. Dary trafiają też od parafii oblackich z Polski, także od oblatów z zagranicy; m.in. z Niemiec i Belgii. W Obuchowie z ich pomocy regularnie korzysta około 300 rodzin. Żywność, odzież, także pampersy – to najważniejsze produkty – dodaje rozmówca misyjne.pl. Brat Sebastian przyznaje, że dziś ten strumień pomocy jest mniejszy niż w pierwszych miesiącach wojny. – Wojna trwa już ponad rok. A pomoc Ukraińcom potrzebna jest też poza granicami kraju, wszędzie tam, dokąd pojechali uchodźcy. Na szczęście ludzie w Ukraje próbują też stanąć już na własne nogi – dodaje oblat.
A czego potrzeba im najbardziej? – pytam. – Gdy dzwoniłem do jednego żołnierza, który jechał do Bachmutu, mówił mi, że jest ciężko, ale jedynym, czego tak naprawdę potrzebuje, jest modlitwa – odpowiada br. Sebastian Jankowski.
Źródło: misyjne.pl