Młodzi Azjaci patrzą na świętych z przeszłości. Są dla nich inspiracją, aby dziś żyć Ewangelią. Bez tego nie da się przekazywać wiary – relacjonuje Justyna Homa.
Chrześcijaństwo ma swoją kolebkę w Azji, ale mimo to jego wyznawcy są tam niewielką mniejszością. Liczba chrześcijan na największym kontynencie wynosi ok. 321,8 mln (8,5% w 2016 r.). Stanowią oni większość mieszkańców tylko w siedmiu krajach (Cypr, Timor Wschodni, Filipiny, Armenia, Gruzja, Liban oraz azjatycka część Rosji). Liczba samych katolików to zaledwie 110,5 mln (3%) wiernych. Chrześcijaństwo wywarło bardzo duży wpływ na ten kontynent. Jest miejscem, w którym Kościół wzrasta. Dzieje się to przez przykład świętych, których znamy: Matteo Ricciego SJ, Matki Teresy z Kalkuty MC, Franciszka Ksawerego SJ, męczenników, ale też Franciszkowych „świętych z sąsiedztwa” – chrześcijan, którzy każdego dnia walczą o świętość, żyjąc Ewangelią.
Pierwsze kroki
W Mongolii, gdzie pracuję jako misjonarka świecka, Kościół stawia dopiero pierwsze kroki. Dla tych, którzy uwierzyli w Jezusa, rozpoczęła się wielka (choć niełatwa w tym buddyjsko–szamańskim społeczeństwie) przygoda z poznawaniem Boga. Niezwykle ważny w tej sytuacji jest przykład chrześcijan, którzy przynoszą Dobrą Nowinę, żyją obok, a także wzór świętych, którzy w przeszłości wiernie naśladowali Jezusa – aż do ofiary z życia.
Wbrew rodzinie
Kilka lat temu z grupą nowo ochrzczonej młodzieży poleciałam do Korei Południowej. Celem naszej podróży było odwiedzenie miejsc męczeństwa pierwszych koreańskich chrześcijan. Wówczas to dowiedzieliśmy się, że już wieki temu wiarę przynieśli tam zwyczajni ludzie świeccy, a dopiero wiele lat później dotarli misjonarze z Francji i Chin. Pierwsi katolicy w dużej mierze swoją wiarę wyczytali z książek.
Młodzi Mongołowie z ogromnym zaciekawieniem słuchali poszczególnych historii prześladowanych i za- męczonych 103 świętych, których w 1984 r. kanonizował Jan Paweł II. Odrzucenie konfucjanizmu i kultu przodków na rzecz wiary w Jezusa wiązało się najczęściej ze sprzeciwieniem się własnej rodzinie. Podaje się, że w latach 1785–1866, kiedy trwało szykanowanie katolików, zginęło 20 tysięcy wierzących.
Yi Byeoka wybrał Chrystusa
Świadectwo jednego z pierwszych Koreańczyków nawróconych na katolicyzm, a później prześladowanych – Yi Byeoka – szczególnie zafascynowało Balsana, wtedy 18-letniego chłopaka z Mongolii. Yi Byeok pochodził z zamożnej, bardzo wpływowej rodziny. Ojciec i bracia związali karierę z wojskiem i taką też przyszłość zaplanowali dla chłopaka. Ten jednak, zamiast uczyć się do egzaminów państwowych, zaczął studiować książki, które jego przodek przywiózł z Chin. Znalazły się wśród nich pisma chrześcijańskie, najprawdopodobniej jezuickie. Podczas rocznego pobytu z ojcem w ambasadzie w Pekinie znalazł Kościół katolicki, w którym został ochrzczony i przyjął imię Jan Chrzciciel.
Prawie mnich buddyjski
Historia samego Balsana jest równie niezwykła. Ten dziś 22-letni chłopak wychował się w głęboko wierzącej i praktykującej rodzinie buddyjskiej. Wielu krewnych ze strony ojca jest mnichami. Tak więc każde wydarzenie rodzinne wiąże się z pójściem do świątyni i odczytaniem przez lamę ksiąg buddyjskich. Gdy Balsan miał 10 lat, mama i starszy brat zdecydowali, że również on zostanie mnichem buddyjskim. Chłopak uczył się więc pisma tybetańskiego i czytał święte księgi.
Bardzo dobrze pamięta on jedno wydarzenie. Któregoś razu, kiedy przebywał w klasztorze, pewna rodzina poprosiła go o „modlitwę”, dając mu bardzo dużo pieniędzy. Wówczas, już jako dziecko, zrozumiał, że recytowanie tekstów religijnych czy wykonywanie jakichkolwiek dobrych czynów za opłatą nie jest słuszne. Tego dnia Balsan stanowczo sprzeciwił się rodzinie, powiedział, że nie zostanie lamą i uciekł z domu na siedem dni. Odtąd zaprzestał chodzenia do klasztoru.
Mając 16 lat, Balsan napotkał katolickich skautów, których drużynę prowadziły siostry zakonne. Zaprosiły go one na mszę św. niedzielną. Jak sam mówi, był bardzo zaskoczony, że takie kościoły też są w Mongolii i z radością wspomina swoje pierwsze wrażenia. Był bardzo przejęty. Od razu zaczął zadawać pytania. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej o Bogu. Odbywał się wtedy w naszej parafii kurs Alfa dla młodzieży, więc Balsan do niego dołączył. Uczestniczył w nim bardzo gorliwie. Mało mówił, wyglądał raczej na spiętego. Rzadko można było zobaczyć uśmiech na jego twarzy. Okazało się, że mama i brat, dowiedziawszy się, że chodzi do kościoła, bezwzględnie mu tego zabronili.
Lawirował więc i kłamał, że ma sprzątanie w szkole lub dodatkowe zajęcia. Poznając powoli Jezusa, przyswajał sobie naukę płynącą z Biblii. Balsan zaczął się modlić i wiedział już, że nie może dłużej ukrywać swojej wiary. Któregoś dnia powiedział rodzinie, że chodzi do kościoła katolickiego i zamierza przyjąć chrzest. Nie chciał nam za bardzo opowiadać, ile przykrości go z tego powodu spotkało. Chętniej mówi o tym, że odnalazł prawdziwego, jedynego Boga, który otworzył go na ludzi, nauczył kochać i stał się dla niego najważniejszy. Przyjmując chrzest w 2015 r., wybrał sobie imię Abraham. Ten ojciec wiary, który uwierzył wbrew nadziei, mimo przeciwnych okoliczności, stał się patronem młodego mongolskiego chrześcijanina.
Bóg jest z nami
Dla Balsana przykład męczenników z Korei był niezwykle ważny. Pojął on, że niezależnie od ilości i jakości cierpienia, nie można wyrzec się Jezusa. – Wiara tych torturowanych i zamęczonych Koreańczyków była prawdziwa i święta. Oni wiedzieli, i ja też to teraz rozumiem, że do ostatniego oddechu Bóg był nie tylko z nimi, ale też w nich. Życie chrześcijanina wymaga poświęceń, ale idąc z Jezusem, jesteśmy w stanie wszystkiego dokonać. I tak jak przyszliśmy na ten świat bez niczego, tak bez niczego odejdziemy. Jedyne, co pozostaje, to Bóg i wiara w Niego – twierdzi Balsan.
>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<
To wielka radość widzieć tak szczerze oddanego Bogu ucznia Jezusa. Jestem przekonana, że jego posta- wa wiary ma ogromne znaczenie, jest intrygująca i pociągająca dla rówieśników. Staje się „świętym z sąsiedztwa”. Stara się żyć Ewangelią w prostocie, bez kombinowania „że się nie da”. Balsan i jemu podobni młodzi wierzący w Jezusa Mongołowie to nadzieja dla tamtejszego Kościoła.
Źródło: misyjne.pl