Otrzymał nagrodę Ho Am Sang, koreańskiego Nobla za pracę społeczną. I to nie od byle kogo, ale od giganta – firmy Samsung. Nigdy nie przestał nosić fartucha pomocnika kucharza w swojej oazie na obrzeżach Seulu, zwanej „Domem Anny”. To o. Vincenzo Bordo, Misjonarz Oblat Maryi Niepokalanej, pochodzący z Piansano, małego miasteczka w rejonie Viterbo – czytamy na portalu oblaci.pl
O. Vincenzo w 1990 roku został wysłany jako misjonarz do Kraju Cichego Poranka. Tutaj znalazł swoje idealne miejsce w Songnam, mieście-sypialni na obrzeżach stolicy Korei Południowej, ojczyzny desygnowanego kardynała Lazarusa You Heung-sika, prefekta dykasterii ds. duchowieństwa.
Dokładnie trzydzieści lat temu… 30 maja 1993 roku postanowiłem pokochać całą moją witalnością i siłą samotnych i wyobcowanych starszych Seongnam. Otworzyliśmy drzwi darmowej restauracji „Dom Pokoju” dla osób starszych, którzy tego dnia spotkali się w atmosferze empatii i miłości. W „Domu Pokoju” pierwszy raz założyłam to samo ubranie, które wyznaczyło moje powołanie, które noszę do dzisiaj – fartuch – wyznał o. Vincenzo Bordo OMI.
Pochodzący z Włoch misjonarz oblat podzielił się również archiwalnym zdjęciem, na którym po raz pierwszy założył fartuch.
W 2015 roku, dzięki specjalnemu dekretowi prezydenckiemu, ojciec Bordo otrzymał koreański paszport. To bezprecedensowa decyzja, ponieważ Koreańczycy nie mogą posiadać podwójnych paszportów. Przy tej okazji ówczesny minister spraw wewnętrznych powiedział mu, odwołując się do imienia, które wybrał sam oblat, Kim Ha Jong (Sługa Boży):
Wybierając to imię, nauczyłeś nas służyć ubogim i pokazałeś nam piękną twarz Boga.
Na co dzień pracuje w oblackim „Domu św. Anny”, który wydaje posiłki bezdomnym i potrzebującym. Kuchnia w „Domu Anny” jest porównywalna z podobnymi obiektami w dużych restauracjach. Myśląc o przygotowaniu 750 obiadów, potrzeba 160 kg ryżu, 140 kg mięsa i 60 kg kimchi (sfermentowane warzywa z lokalnej kuchni).
Jego postawa odbija się szerokim echem wśród społeczeństwa koreańskiego. Misjonarz oblat często gości w programach publicystycznych, a jego dom i ośrodek dla trudnej młodzieży na zasadzie wolontariatu odwiedzają celebryci.
Ubodzy i bezdomni to temat tabu w wysoko rozwiniętym koreańskim społeczeństwie. Ojciec Bordo bardzo często występował jako obrońca bezbronnych, także wobec władz lokalnych. Lata spędzone z ubogimi nauczyły go wielu rzeczy, wzbogaciły jego duchowość i stały się motywacją do kontynuowania dzieła rozpoczętego 30 lat temu.
Nauczyli mnie, że życie jest zawsze darem, nawet w nędzy i trudnościach. Widziałem wiele samobójstw wśród bogatych, ale nigdy wśród biednych. Od nich też nauczyłam się, że cierpienie nie jest karą od Boga, ale szansą na rozwój ludzki i duchowy, bo po pierwsze, trzeba uporać się z bólem, a potem już nie jesteś taki sam: albo stajesz się lepszy, oczyszczasz, albo stajesz się gorszy i twoje życie staje się przekleństwem – wyjaśnia oblat.
Źródło: oblaci.pl