W Ameryce Łacińskiej więzi rodzinne są wciąż dosyć silne, a familia stanowi ogromną wartość dla wielu Latynosów. – Rodzina najbardziej ze wszystkich rzeczy na świecie pokazuje miłość Boga – mówi Angelica Maria Sanchez z Kolumbii w rozmowie z Piotrem Ewertowskim.
Zdarza się, że studenci wracają po kilku miesiącach studiów zagranicznych, bo nie mogą znieść tak długiej rozłąki z rodziną. O takich przypadkach mówił mi misjonarz pracujący od wielu lat w Kolumbii. W Meksyku z kolei jest czymś zupełnie normalnym, że dorosłe dzieci wciąż mieszkają ze swoimi rodzicami. Dzieje się często tak do momentu, aż młodzi nie wezmą ślubu i nie założą własnej rodziny. Jednym z najważniejszych świąt w roku jest Dzień Matki – wszak mama stanowi tu centrum rodziny. W Meksyku uważa się to święto za drugie najważniejsze po Bożym Narodzeniu. Tego dnia niektóre firmy pracują krócej, by zapewnić swoim pracownikom czas na świętowanie. Spotkania rodzinne zazwyczaj odbywają się regularnie. Chętnie odwiedza się dziadków czy wujostwo. Buduje to olbrzymie poczucie wspólnoty. Szczególnie dotyczy to rodzin wielodzietnych. – Największym darem jest dla mnie to, że zawsze ktoś mi towarzyszy, nigdy nie czuję się sama w momentach radosnych i smutnych, w towarzystwie mojego rodzeństwa doświadczam miłości Boga – opowiada Zyanya Orozco, która ma dziewięć sióstr i jednego brata.
Po prostu lubią być razem
Nie trzeba jednak mieć bardzo licznej rodziny, żeby tej wspólnoty doświadczać. Meksykanów, także tych młodych, z reguły nie męczy wyjście do cioci czy do babci lub inne rodzinne celebracje. – W Meksyku jest czymś normalnym odwiedzanie dziadków czy wujków w weekendy – tłumaczy Zyanya. – U nas nie robimy tego w każdy weekend, ale na przykład co dwa tygodnie. Ciocie często nas odwiedzają i wtedy wspólnie jemy na przykład kolację. Dobrą okazją są choćby ważne mecze piłkarskie, kiedy się gromadzi cała rodzina. Takie wspólne przebywanie umacnia nasze więzi – mówi kobieta. Okazjami do spotkań są oczywiście również urodziny czy święta. Nierzadko zatrudnia się wówczas mariachi, czyli typowe dla Meksyku orkiestry. Ich członkowie ubrani są w charakterystyczne stroje i noszą duże stereotypowe sombrero, czyli kapelusze. W tym kraju fiesty nie dziwi, gdy słyszy się wieczorem głośną muzykę i śpiew mariachi. Wiadomo wtedy, że najprawdopodobniej ma miejsce jakaś rodzinna uroczystość.
Warto dodać, że wbrew powszechnym stereotypom Meksykanie pracują dużo i ciężko, często za marne pieniądze, co wymusza konieczność dodatkowego zarobku „po godzinach”, a mimo to znajdują czas dla swoich rodzin. – Dla organizacji czasu w licznej rodzinie ważne jest wyznaczanie priorytetów – mówi Blanquita Orozco, mama 11 dzieci. Razem z mężem i dziećmi prowadzą na Instagramie profil na temat życia w wielodzietnej rodzinie. – To, co jest priorytetem, ma swój harmonogram, ustalony czas. Dopiero po wykonaniu najważniejszych czynności, można znaleźć czas na jakieś dodatkowe aktywności. Jeżeli czegoś nie da się zrobić, to trudno. Mamy szczęście, że kiedy jest nas tylu, to jest możliwe rozdzielanie obowiązków, jeden drugiemu pomaga w realizacji swych zadań – dodaje moja rozmów rozmówczyni. Dla wielu priorytetem jest po prostu rodzina, potem są inne rzeczy.
Mam ciekawe spostrzeżenie, że dla Latynosów rozmowa z drugim człowiekiem to odpoczynek. Dobrze jest z kimś chwilę porozmawiać i zrobić sobie przerwę. Kontakt z człowiekiem przychodzi niejako naturalnie i bez większych oporów. Sami Meksykanie tłumaczyli mi, że źle się czują w samotności. Oni po prostu lubią być razem.
Rodzinna niedziela
Podobnie rzecz się ma w Kolumbii. – Dla zdecydowanej większości Kolumbijczyków niedziela jest dniem spotkań z rodzicami, kuzynami, rodzeństwem – stwierdza Juan Guillermo Montoya, muzyk pracujący w Medellin. Tak jest w rodzinie Angeliki Sanchez, pochodzącej z Cucuta Norte de Santander, miasta położonego przy granicy z Wenezuelą. Obecnie wraz z rodzicami i siostrą mieszka w stolicy, Bogocie. Bardzo trudne były dla niej lata pandemii, kiedy nie mogła widzieć brata, który mieszka w innym mieście. Cieszyła się bardzo, gdy w końcu mogli wspólnie spędzić Wielki Tydzień, czyli Semana Santa. – Zawsze szukamy okazji, aby być razem. Otrzymuję od bliskich dużo ciepła, często dzwonimy do siebie i dzielimy się tym, co u nas się dzieje. Staramy się wiele możliwych rzeczy robić wspólnie. Kiedy ktoś potrzebuje, to otrzymuje wsparcie ekonomiczne, emocjonalne, duchowe – wyznaje Angelica.
Rozmnożenie tortilli
Nie oznacza to, że nie ma tu kryzysu rodziny. Juan wskazuje, że w pokoleniu młodych Kolumbijczyków, którzy właśnie wchodzą w dorosłość, dość powszechne staje się bardzo luźne podejście do związków. Coraz więcej osób deklaruje, że nie chce mieć dzieci. Inni odkładają decyzję o ślubie „na potem”. Rodziny stają się też coraz mniej liczne. – Dawniej wielkość rodzin była mocno związana z regionem. W rejonie Antioquia na przykład było czymś bardzo normalnym posiadanie wielu dzieci – 8, 12 czy nawet więcej. Teraz to dotyczy głównie pewnych środowisk w Kościele, jak Opus Dei czy Droga Neokatechumenalna. Zaczęło się to zmieniać w latach 70. i 80. XX w. Ludzie zaczęli mieć jedno, maksymalnie dwójkę dzieci – mówi muzyk.
Według różnych danych również młodzi Meksykanie coraz częściej nie chcą mieć dzieci. Wielu z nich jako powód podaje sprawy ekonomiczne. Nie ma tam wsparcia państwa, a usługi publiczne są na bardzo niskim poziomie. Dodatkowo, przeciążenie pracą staje się coraz większe. Nauczycielka akademicka z Mexicali, przy granicy z USA, mówiła mi, że widzi młodych tak zajętych, że naprawdę ciężko byłoby znaleźć im czas na wychowanie dzieci. Rogelio, mąż Blanquity, musi czasem pracować w dwóch lub nawet trzech miejscach, żeby zapewnić byt swojej licznej rodzinie. – W społeczeństwie coraz bardziej egoistycznym narażanie się na trudności, wysiłek czy ryzyko dla samorozwoju, sportu czy pięknej figury wydaje się być akceptowalne, ale kiedy decydujesz na poświęcenie dla nowego dziecka lub ciężką pracę, by je utrzymać, to robi się z tego coś nieakceptowalnego – zaznacza ojciec 11 dzieci.
>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<
Oboje podkreślają, że nie brakuje cudów w ich codziennym życiu. Twierdzą, że bez Boga nie daliby rady, to On ich wspiera, nie tylko duchowo i psychicznie. – Wszystko zostawiamy w rękach Boga. Czasem z posiłkiem u nas jest jak z ewangelicznym rozmnożeniem chleba, tylko że u nas dokonuje się rozmnożenie tortilli – śmieje się Blanquita.
Rodzina ewangelizuje świat
Moi rozmówcy zgodnie podkreślają fundamentalne znaczenie rodziny dla ewangelizacji świata. W niej bowiem objawia się miłość Boga. Dlatego zaznaczają, że przepełniona wiarą i miłością atmosfera w rodzinach przyciąga do Boga. Myślę, że najdobitniejsze świadectwo na ten temat powiedział mi Rogelio:
„W Meksyku w centrum rodziny jest matka. Ja mam dziesięć córek i każda z nich jest przez nas formowana w duchu chrześcijańskim. One będą potem tworzyć kolejne rodziny oparte na Bogu. Będą świadczyć swoim życiem o Nim, o opatrzności Bożej, więc jest to ewangelizacja. W prosty sposób można zobaczyć, jak Bóg działa w naszych rodzinach. Potem, kiedy dom ma dobrą atmosferę, to przyjaciele moich dzieci czują się pociągnięte tym i chcą tutaj spędzać czas oraz chętnie uczestniczą w naszych zwyczajach, także tych religijnych. Nie musimy «walić» Biblią ludzi po głowach, by mówić im o Bogu. Nasze życie rodzinne samo w sobie jest już ewangelizacją”.
Źródło: misyjne.pl